środa, 11 stycznia 2012
Czyż nie dobija się koni?
Czasy kryzysu, desperaci biorą udział w maratonie tanecznym doprowadzając się do skrajnego wyczerpania i poniżając przed publicznością. Brutalna adaptacja miernej powieści Horacego McCoya w wykonaniu Sydneya Pollacka prowokuje, ukazując ile warte było 1500$, dzisiejsza równowartość 60 tysięcy PLN.
Film stał się na nowo aktualny, gdy wkroczyliśmy w nowy etap reality TV - format Big Brothera okazał się zbyt oczywisty. Widz potrzebuje poniżenia w ładnym opakowaniu. Odrzucenia i szyderstw ukrytego pod pozorami konkursu. Cierpienie i kpina sprzedają się równie dobrze dzisiaj, co wtedy.
Mistrz ceremonii grany przez Giga Younga, (w jego ostatnim występie przed tym jak zabił siebie i swoją żonę) snuje wokół tancerzy intrygi i wciąga ich w swoje gierki, aby publika miała okazje wybrać swojego ulubieńca. By urozmaicić zabawę, zmusza zawodników do udziału w pokazie talentów - ktoś zaśpiewa, ktoś zastepuje - najważniejsze, że od strony publiczności sypie się deszcz monet, które zawodnik zbiera ku uciesze gawiedzi.
Z obsady wyróżnia się Jane Fonda, kobieta zmęczona życiem, która widziała już wszystko. Za to Sussannah York pozoruje się na pretensjonalną aktoreczkę, tak naprawdę pokazując finezję swojego warsztatu w scenie załamania nerwowego;
Do książki McCoya nie ma żadnego porównania. Reżyser uchwycił esencję przerysowanej powieści przekształcając ją w bogatsze i głębsze przedstawienie. W filmie z 1969 czuć ostre nieoczekiwane nuty, które porównać można tylko do "The Wall" albo "Obywatela Kane’a" oraz niesamowitą koncentrację na opowiadanej historii, niespotykaną w nowoczesnej kinematografii.
“Czyż nie dobija się koni” obrzydliwie skrupulatnie wytyka widzowi wszystkie jego przywary, zmuszając do napięcia w czasie oglądania tego żałosnego spektaklu. Chora rozrywka - chciałbym powiedzieć bez obawy o bycie posądzonym hipokrytą.
tl;dr: Roman Wilhelmi w "Wojnie światów": http://goo.gl/ufMme
ox
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz