Już w poniedziałek oficjalna premiera Ceremonials, drugiego w karierze krążka Florence + The Machine. Dla niecierpliwych brytyjskie radio Channel 4 jeszcze w czwartek umożliwiło przesłuchanie płyty na stronie internetowej programu.
Florence Welsh na obecnej scenie pop jawi się jako magiczna driada, nimfa dusząca się pośród sezonowych artystek. Jest w niej coś baśniowego, intrygującego, coś, co sprawia, że Ceremonials nie tyle kontynuuje trend debiutanckiego Lungs, co tworzy z nim zgraną całość. O ile pierwszy album wokalistki emanował świeżością i lekkością, jego następca wydaje się być bardziej przemyślany, w odbiorze niemal duszący, co nie znaczy – nieprzystępny. Wręcz przeciwnie.
Album rozpoczyna się bez zbędnego, kurtuazyjnego wstępu. Już w pierwszych sekundach porywa nas słodki głos Welsh, śpiewnie intonując: „and I had a dream…”, co daje dobre wrażenie tego, czego możemy oczekiwać po nadchodzących utworach. Nastrój przedziwnej sen-mary utrzymuje się do ostatniego kawałka rozszerzonego wydania. I wcale nie zanudza, raczej hipnotyzuje.
Po klimatycznym otwarciu z „Only If For A Night” przechodzimy do dwóch następujących po sobie singli, „Shake It Out” i - nieoficjalnego, ale prężnie wznoszącego się ku górze na radiowych listach przebojów - „What The Water Gave Me”. Za pierwszy odpowiedzialny jest Paul Epworth, współpracujący już z Florence przy okazji takich małych cudów jak „Rabbit Heart (Raise It Up)” czy, mojego osobistego faworyta, „Cosmic Love”. I tym razem udało im się udowodnić, że stanowią świetny duet twórczy. Warty uwagi jest również ilustrujący piosenkę klip. Uwiódł on serca krytyków klimatem dawnych teledysków Annie Lennox i Madonny, a także nawiązaniami do Eyes Wide Shut Kubricka. Z kolei „What The Water Gave Me” inspirowane jest biografią Virginii Woolf oraz pracami Fridy Khalo. Należy przyznać, że Welsh bierze wzorce wyłącznie najlepszych.
Następnie po wyciszeniu związanym z delikatnym „Breaking Down”, zamykającym usta tym recenzentom, którzy zarzucają Florence nieumiejętność kontrolowania swojego mocnego jak dzwon głosu, przechodzimy do najmocniejszego trio płyty: utworów „No Light, No Light”, „Seven Devils” oraz „Heartlines”. W jednym wywiadów artystka stwierdziła: „Usiłowałam nagrać materiał, który sama chciałabym usłyszeć – dramatyczne, potężne, a jednocześnie nieco przerażające brzmienie.”. Starania widocznie nie poszły na marne. Na Ceremonials nie brakuje przejmujących kompozycji („All This And Heaven Too”, „Leave My Body”, „Remain Nameless”), a krążek utrzymuje równy wysoki poziom do samego końca. Nasza podróż do krainy snów i marzeń kończy się tu dopiero przy dźwiękach niejednoznacznego, jak to u Welsh już bywa - wystarczy wspomnieć „You’ve Got The Love” - „Bedroom Hymns”.
Pod względem instrumentalnym jest to album o wiele bogatszy od jej debiutu, „Maszynka” wokalistki przez ostatnie dwa lata niezwykle się rozwinęła. W porównaniu do Lungs, tekściarsko również jest dojrzalej, ale pod względem samego klimatu prezentowanej muzyki niektórzy, niektórzy mogliby zarzucić Florence pewną schematyczność. Nie chcę być źle zrozumiana, Ceremonials wielbię od pierwszego przesłuchania (podejrzewam, że wielbiłam i zapisy z obrad Sejmu jeśli tylko byłyby wyśpiewane właśnie przez tę awangardową zjawę, zbyt nierzeczywistą jak na ten świat, a jednocześnie wspaniale się w nim odnajdującą, z akompaniamentem na cymbałkach), ale paradoksalnie to, co postrzegam za największe zalety Florence + The Machine – jej teatralność i świadomość swojego talentu – innych może razić. Widać to chociażby w recenzji Michaela Hanna z angielskiego The Guardian czy, żeby nie odchodzić od naszego rodzimego podwórka, Marty Słomki z zespołu Onetu. W zdecydowanej jednak większości krytycy wyrażają się o najnowszej płycie artystki z wyjątkowo zgodnym zachwytem, zarzucając jej, chyba nieco na siłę, jedynie brak niespodzianek, którymi oprószonymi miały być Ceremonials by zasłużyć na miano krążka wspaniałego.
Czy rzeczywiście Welsh i jej ekipa tak obawiają się eksperymentów muzycznych? Werdykt wydajcie sami. Ceremonials w sklepach muzycznych już 31-ego października. Dostępna ma być również wersja deluxe, wzbogacona o parę demo i akustyczne wersje wybranych utworów z edycji standardowej.
Wiktoria Uljanowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz